„Bezrobotny poszedł po chleb i spotkał go zawód”. Brzmi to trochę tak, jakby rząd już zderegulował pierwsze 101 zawodów, a teraz zbiera się za „kolejne 101″. Pamiętacie kawał z Jasiem pytającym się taty, co to jest socjalizm? „Na początku XX w, ale tak naprawdę w drugiej poł. XIX zawiązał się ruch robotniczy, ale tak naprawdę chłopski, którego celem była obrona interesów proletariatu, ale tak naprawdę kapitalistów przed konkurentami. Na czele tego ruchu stanął Włodzimierz Lenin, ale tak naprawdę Ilicz Ulianow i wespół z Józefem Stalinem, który tak naprawdę nazywał się Wissarionowicz Dżuagaszwili… Tato!!! Co ty do mnie mówisz?! Ja nic z tego nie rozumiem!!! Widzisz synku… zaczynasz pojmować, co to jest socjalizm…”
Kolejnych 101 zawodów po pierwszym „zderegulowanym” taksówkarzu? Hmmm… Postanowiłem się przyjrzeć, co 11 marca 2014 roku u(ch)walił Sejm PRL. W ogóle samo słowo „deregulacja” brzmi dziwnie i trąci chaosem, ale w ogólnie przyjętym, załganym do imentu języku polityki, deregulacja to zaprzeczenie regulacji. Czyli wg polityków coś dobrego dla obywateli. Czyli „Ludzie! Trzymajta się za portfele!”
Rzecznik patentowy, tłumacz przysięgły, makler papierów wartościowych, doradca inwestycyjny – to tylko niektóre z ponad stu zawodów, które mają zostać zderegulowane. Dnia 11 marca 2014 r. Rada Ministrów przyjęła tzw. III transzę deregulacji, a na liście „uwolnionych zajęć” znalazły się np, a raczej głównie, zajęcia takie jak:
- Strażak
- Pracownik artystyczny (?)
- Muzealnik
- To jest dobre: Deregulacja dostępu do stanowisk mających istotne znacznie dla zapewnienia bezpieczeństwa jądrowego i ochrony radiologicznej, np. operator reaktora badawczego, dozymetrysta reaktora badawczego, starszy dozymetrysta reaktora badawczego, […], kierownik zakładu unieszkodliwiania odpadów promieniotwórczych, itd. itp…
Kto ma chęć, niechaj sam to czyta, szkoda czasu na przedruk.
Jako uzasadnienie „uwalniania zawodów” podaje się zwiększenie ich konkurencyjności na rynku. Muzealnika? Pracownika artystycznego (nie wiem kto to? mgr malarz?), doradcy inwestycyjnego? Konkurencyjność?! Co to za system, w którym do wykonywania jakiegokolwiek zawodu potrzebne jest czyjeś zezwolenie? Przecież „takie coś” NIE MA PRAWA funkcjonować NORMALNIE – przy czym NORMALNOŚĆ należy rozumieć tak, jak ją rozumieli i realizowali np. Milton Friedman, Margaret Thatcher czy Ronald Reagan.
101 kolejnych zawodów? Z tego wynika, że jest ich więcej, co najmniej drugie tyle. I rzeczywiście tak jest: 236 koncesjonowanych zawodów w Polsce. Tyle nie było nawet w czasach tego trepa Jaruzelskiego.
Dlaczego Rada z Wiejskiej wzięła się za deregulację? Z dwóch powodów:
1) Gospodarka ma się bardzo źle, gwałtownie maleją dochody Państwa, co powoduje drastyczne powiększanie się deficytu budżetowego. Zaklejanie złotym plastrem przestało działać, bo lwi pazur pokazała elementarna matematyka i taka z niej nieprzejednana franca, że nawet Jacek Zwany Rostowskim nie dał(by) jej rady.
2) Młodzi ludzie mają po korek harowania za grosze, bo przez egzamin przechodzą tylko „krewni i znajomi”. I ci młodzi ludzie, którzy nie chcą pracować na przysłowiowym londyńskim zmywaku, wychodzą corocznie, za każdym razem większą liczbą, na ulice Warszawy – i któregoś pięknego roku nie skończy się na biadoleniu Miecugoidalnych mediów, tylko będzie druga „ukraińska wiosna” jakiej naocznie doświadczamy – wydanie II, krajowe, poprawione.
Dwa punkty powyżej dodane do siebie dają nieubłagany trzeci: albo odblokujemy 101 zawodów, czyt. pozwolimy tym młodym pracować i płacić jak najwyższe podatki, bo inaczej d…a w kratę, nie wyrobimy z budżetem, bo oprócz zobowiązań lokalnych mamy też te pozaciągane na różnych unijnych szczytach przez Donka, albo w razie czego spacyfikujemy ich tak, jak Putin i Niemcy pacyfikują aktualnie Ukraińców, a „otchłań budżetową” zasypiemy ich truchłem.